poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Polski tydzień w Zabłotowie

W Zabłotowie, pomimo wakacji, dzieje się tak dużo, że nie sposób nadążać z aktualizacją strony.
Postanowiłem jednak w skrócie opisać przynajmniej ostatni tydzień. Był on "polski" z wielu powodów. Wyjątek stanowił tylko poniedziałek 24 sierpnia - oficjalnie święto "niepodległości" Ukrainy.
1) Od wtorku do soboty na mszach parafialnych dało się słyszeć codziennie j. polski. Rano w środę i w sobotę msze były w całości po polsku. W ten sposób cieszyliśmy się z obecności naszego Rodaka i Krajana - ks. Henryka Korzeniowskiego. Urodzony we wsi Trójca i ochrzczony w kościele w Zabłotowie w 43 roku kapłaństwa mógł oficjalnie odprawić "prymicje" w rodzinnych stronach. Wcześniej, w 1981 r., przez kilka dni był gościem swojej matki chrzestnej - p. Dusi - i wtedy modlił się "nielegalnie" w jej domu.
W czasie Eucharystii ks. Henryk dzielił się swoją radością i wdzięcznością za możliwość przyjazdu tam, gdzie wszystko się zaczęło.
2) W sobotę spodziewałem się również zapowiadanych gości z Zabrza. Małżeństwo, odrywając się od wycieczki po Lwowie, poświęciło jeden dzień na odwiedziny miejsc związanych z rodziną. Udało się wejść na podwórko z opuszczonym dziś domem, podjechać do rzeki Prut drogą, którą do wojny chodzili przodkowie oraz zobaczyć galicyjski dworzec kolejowy. Odwiedziliśmy też teren przed fabryką tytoniu i - oczywiście - kościół parafialny.
3) W ciągu ostatniego tygodnia kilka razy spotkałem się z ogromnym pragnieniem ludzi, by wyjechać (czytaj: uciec) z Ukrainy do Polski:
- mój sąsiad w najbliższych tygodniach wyjedzie do legalnej pracy (pomagałem mu, tłumacząc rozmowy telefoniczne).
- Inna parafianka z legalną kartą Polaka "nagle" przypomniała sobie, że jej dzieci nie znają j. polskiego, więc chciałaby pomocy parafii w organizacji "szkółki j. polskiego". Mówi do mnie po ukraińsku, chociaż zna j. polski i pracuje już w Polsce. Skomentowałem to jednym zdaniem: "Jak można zdradzić taką piękną Ukrainę". Odpowiedziała mi wymownym uśmiechem. Nadmienię, że z każdym kto ma kartę Polaka, rozmawiam tylko po polsku. Co do szkółki, to Ukraińcy chcieliby cichaczem się polonizować, ale nie mają odwagi zgłosić tego pragnienia dyrekcji szkoły w swojej wiosce, bo uznano by ich za zdrajców narodu, zdrajców ideału nacjonalizmu. W dużych miastach jest bardziej anonimowo i ludzie już nie mają tych obaw, np. w Kołomyi czy Stanisławowie.
- Do sióstr felicjanek co roku ktoś przychodzi prosząc o naukę j. polskiego przed wyjazdem na studia lub do pracy. Ostatnio zgłosił się pan, argumentując ubieganie się o kartę Polaka jako "wolę swojej matki". Jeśli nie zna polskiego i nie czuł do tej pory takiej potrzeby, by rozmawiać z mamą w jej ojczystym języku, to u mnie nie miał by szans na otrzymanie dokumentu, który uprawnia do korzystania z budżetu RP.
- Przez kilka dni jeździłem na zastępstwo do parafii Śniatyn. Jej parafią filialną jest Horodenka i właśnie ni stąd ni zowąd odebrałem rozmowę na komórce od grekokatolickiego ojca Ihora z Horodenki. Stwierdził, że zaraz przyjedzie do mnie z parafianami rzymskokatolickiej parafii, którzy potrzebują pilnie zaświadczenia, że chodzą do kościoła. Delikatnie, ale stanowczo wybiłem mu z głowy taką możliwość. Przecież Kościół nie jest polski, ale powszechny, a nabożeństwa odprawiane są w j, ukraińskim. Bardzo mi przykro, że w nieuczciwy proceder zamieszał się też ksiądz wschodniego obrządku. To było jasne, że chciano wykorzystać chwilową nieobecność proboszcza rzymskokatolickiego, który sam też nie "reprezentuje Polski", bo jest Ukraińcem z dziada pradziada.
- W Gwoźdźcu w niedzielę pytano mnie (niepierwszy raz) czy mógłbym wydać świadectwo z parafialnych metryk (też do karty Polaka oczywiście). Odpowiedziałem: "Tak się szczęśliwie składa, że nie ma tych ksiąg na miejscu i nic nie mogę dla Was zrobić". Jest dziesiątki osób, które na różne nieuczciwe sposoby próbują wepchnąć się do państwa niechcianego przez ich przodków. Część z nich rzeczywiście pochodzi z małżeństw mieszanych, ale po 1991 r. mogli szybciej wyjść z podziemia i przyznać się do polskiej tożsamości. Tymczasem w Polsce chcą być "Rodakami z Kresów", a na Ukrainie krzyczeć "Slawa Ukraini!". Kim są naprawdę? Trzeba pytać pojedynczo...

środa, 12 sierpnia 2015

Rowerem z Zabłotowa na Rumunię

Grupa Polaków z okolic Łodzi postanowiła zorganizować wycieczkę rowerową po Ukrainie i Rumunii ze startem w Zabłotowie.





środa, 5 sierpnia 2015

Oaza dla dzieci

 Oazowe rekolekcje i wypoczynek dla 35 katolickich i prawosławnych dzieci, które chodziły na sobotnią katechezę, był możliwy dzięki wydatnemu wsparciu z Ropczyc na Podkarpaciu.
Dzieci wyjechały do Jazłowca w woj. tarnopolskim.
DZIĘKUJEMY Z CAŁEGO SERCA ZA OFIARNOŚĆ!