Kościół mocno zniszczony i zaniedbany, z dziurawym dachem, doczekał się upadku ZSRR, ale musiał czekać ponad 20 lat za zakończenie remontu i ponowne poświęcenie. Gdy władza oddawała w latach 90-tych świątynie, pierwszą i jedyną wspólnotą jaka zgłosiła się po kościół byli adwentyści, więc 8 lat był tutaj zbór. Użytkownicy nie interesowali się kapitalnym remontem, a świątynia niszczała. W międzyczasie coraz więcej mieszkańców Worochty zaczęło wychodzić z "podziemia" i ujawniać swoje katolickie korzenie.
Także turyści odwiedzający to miejsce, zbliżone potencjałem do polskiej Wisły (są skocznie narciarskie), pytali o kościół rzymskokatolicki.
Ks. Kazimierz Halimurka, urodzony na Kresach dziekan stanisławowski, będąc proboszczem w Jaremczy (ukraińskie Zakopane), dojeżdżał tu do wiernych i organizował na nowo duszpasterstwo. Znalazł także miejscowych sponsorów, bez których remont ciągnąłby się latami.
Sam budynek jest niewielki, neogotycki z 1903 r., usytuowany tuż przy stacji kolejowej. Wewnątrz znajduje się drewniany ołtarz posoborowy (nie ma wcale ambony), a za nim nad tabernakulum obraz Matki Bożej. Ławki dają miejsce siedzące dla ok. 70 osób. To oczywiście za dużo dla parafian, których będzie ok. 10, ale w sezonie turystycznym ludzi może być dużo więcej.
Poświęcenia kościoła 7 września br. dokonał biskup pomocniczy archidiecezji lwowskiej, Leon Mały, w obecności księży i sióstr z dekanatu, dwóch księży grekokatolickich oraz pielgrzymów ze Stanisławowa (Ivano-Frankivska).
Być może uda się opracować skróconą historię Worochty, ale do tego trzeba, niestety, czasu...
O odpuście w Worochcie 2016 r. i tablicy ofiar poczytasz TUTAJ.
O odpuście w Worochcie 2016 r. i tablicy ofiar poczytasz TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz