Sylwetka proboszcza – ks. kan. Józefa Grzesiowskiego
Ks. Józef Grzesiowski urodził się w 1891 r. Przyjął święcenia kapłańskie we Lwowie w 1923 r. Na obecnym etapie badań nie znana jest jego pierwsza placówka duszpasterska ani miejsce urodzenia. W latach 1924-1930 był wikariuszem-ekspozytem parafii NMP z Góry Karmel w Delawie (dek. buczacki). Od 1930 do 1943 r. pełnił obowiązki proboszcza parafii Trójcy Przenajświętszej w Pistyniu (dek. kołomyjski), z przerwą w latach 1939-1942, kiedy to ukrywał się w Krakowie. Nie znamy powodu jego ucieczki z parafii. W tym czasie zastępował go ks. Franciszek Nowak. Schematyzm diecezjalny odnotowuje u ks. Józefa tytuł Expositorium Canonicale (1937) i „Złoty Krzyż Zasługi” (1938).
Po powrocie na parafię w Pistyniu ks. Józef Grzesiowski starał się być przystępny dla każdego, niezależnie od wyznania i narodowości. Przyjaźnił się z grekokatolickim proboszczem (o. dr Wasyl Babyn). Razem wspierali się w pracy duszpasterskiej, np. w czasie spowiedzi. Gdy Niemcy i ukraińska policja likwidowała miejscowych Żydów w czasie akcji 9 kwietnia 1942, wielu z nich uciekło w górskie lasy. Później znajdowali pomoc także u polskiego proboszcza, który dawał im jedzenie. Jeden z nich – 40-letni Żyd – w tym czasie poprosił o chrzest. Matką chrzestną była s. Agnieszka Siwiec ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, kucharka na plebanii. Żyd ukrywał się na strychu stajni i przyjął nowe imię Krzysztof. Niestety, został później złapany, w czasie przesłuchania nie zdradził jednak osób, które mu pomagały.
Wg relacji s. Racheli Szulc, ks. Grzesiowski był chory na cukrzycę: "Żadna ranka już mu się nie goiła. Leczył się u lekarza w Kosowie. Był dla nas dobry, ale jednocześnie nerwowy. Nie można mu było się sprzeciwić. Pod pachą zrobił mu się wrzód i nie chciał się goić; mówiono, że z tej rany już się nie wyleczy. Ona byłaby przyczyną jego śmierci." Wg niej: "(...) był patriotą polskim. Zbudował ochronkę i dom ludowy w Pistyniu, kościół dojazdowy i dom ludowy we wsi Szeszory (...)".
Wg relacji s. Racheli Szulc, ks. Grzesiowski był chory na cukrzycę: "Żadna ranka już mu się nie goiła. Leczył się u lekarza w Kosowie. Był dla nas dobry, ale jednocześnie nerwowy. Nie można mu było się sprzeciwić. Pod pachą zrobił mu się wrzód i nie chciał się goić; mówiono, że z tej rany już się nie wyleczy. Ona byłaby przyczyną jego śmierci." Wg niej: "(...) był patriotą polskim. Zbudował ochronkę i dom ludowy w Pistyniu, kościół dojazdowy i dom ludowy we wsi Szeszory (...)".
Ks. Józef tragicznego dnia 24 lipca 1943 r. przebywał na plebanii ze swoją mamą, s. Agnieszką i Kazimierą Lichota – instruktorką zielarską z ramienia Polskiego Komitetu Opiekuńczego w Kołomyi, absolwentką UJ. Na podstawie zachowanych relacji można odtworzyć w zarysie tok wydarzeń z soboty na niedzielę 24/25 lipca.
Po wspólnej kolacji, s. Józef poszedł do swojego pokoju - miał chwilę czasu na modlitwę brewiarzową i doszlifowanie kazania. Następnego dnia (25 lipca) był oczekiwany z kazaniem odpustowym w sąsiedniej parafii św. Anny w Jabłonowie (9 km). Na odpust zaprosił go proboszcz Piotr Szafraniec - długoletni przyjaciel. Ostatecznie, uroczystą sumę odprawiono bez niego…
Ciąg dalszy historii (część III) jest TUTAJ
Ks. Józef Grzesiowski, proboszcz z Pistynia, na obozie harcerskim. Lata 30-te XX w. (Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe) |
Szczęść Boże! Bardzo dziękuję, za te dwa odcinki o kościele w Pistyniu, miejscu skąd pochodzi moja rodzina: Rogalskich i Urbańskich. Niecierpliwie oczekuję następnych artykułów oraz z chęcią nawiążę kontakt (tylko po polsku!) z katolikami mieszkającymi w Pistyniu, Kosowie i Sokołówce. Z Wrocławia pozdrawia Zdzisław Mikołaj Rogalski,
OdpowiedzUsuńzmrogalski@gmail.com Z Panem Bogiem!
Jestem wnuczką bratanka księdza Grzesiowskiego- Waleriana Grzesiowskiego. Wiem, że ksiądz urodził się w Jazłowcu. Serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwieczorkiewicz.b@wp.pl