W dzień targowy - piątek - chcę poświęcić chwilę czasu narodowości, która przed wojną trzymała niemal całkowicie handel w swoich rękach. W Zabłotowie tylko dwa sklepy były polskie, być może kilka ukraińskich, a ogromna większość należała do Żydów. Oni stanowili zresztą większość w kulturowej mozaice - było ich około 1500 osób - 40 % ludności.
Pierwsi rodacy Jezusa i Mojżesza pojawili się przy drodze "za błotami" w XVII w. Już w 1717 r. mieszkało tutaj 200 Żydów. Ich liczba szybko rosła, bo miasteczko miało bardzo dobre położenie na trasie z Polski na Rumunię, Mołdawię i do Morza Czarnego. 48 lat później było ich już 986. Rekordowy udział w ogólnej ludności miasteczka (50 %) przypadł na okres autonomii galicyjskiej, tuż przed masową emigracją do Ameryki i Palestyny (lata 1880-1900). Spis powszechny z 1921 r. odnotowuje, że na ogólną liczę mieszkańców - 3583 - 637 os. deklarowało narodowość żydowską, ale już 1454 os. było wyznawcami judaizmu.
Trzeba szczerze powiedzieć, że odpływ Żydów z Zabłotowa był nie tylko skutkiem wyjazdu "za chlebem" lub do biblijnej ojczyzny, ale również do tej decyzji motywował strach przed pogromami. W piątek 11 września 1903 r. w Zabłotowie odbył się jeden z największych żydowskich pogromów tego czasu na Pokuciu. Pod pozorem zabójstwa żony jednego z gospodarzy, podburzona ludność rozpoczęła zamieszki i grabieże. Następne mordy (wg ukraińskich źródeł) powtórzono jeszcze w 1905 i 1911 r. Historia pisana milczy na ten temat, ale najstarsi pamiętają czynną współpracę Ukraińców w zagładzie swoich sąsiadów w czasie II wojny światowej...
Na Chomowej Górze w 1942 r. rozstrzelano 2 tys. żyd. kobiet, mężczyzn i dzieci. Pozostali, z getta w Kołomyi zostali przewiezieni do obozu zagłady w Bełżcu. W jego muzeum w Polsce, a także na miejscu mordów w pobliżu Zabłotowa można znaleźć tablice ku czci ofiar. Na zdewastowanym kirkucie znajdują się ogrodzone macewy rodziny rabina Dawida, a bliżej centrum zachowały się ruiny synagogi/domu modlitwy. By ocalić od zapomnienia historię żydowskiej ludności, w 1949 r. wydano w Tel Awiwie książkę pod red. Ronalda B. Schechtera pt. Ir u-metim. Zablotow ha-melea ve-ha-hareva [Miasto i zmarli. Zabłotów zaludniony i zburzony] - ang. tytuł z 2017 r.: A City and the Dead; Zablotow Alive and Destroyed: Memorial Book of Zabolotov.
Najbardziej znany mieszkaniec rodem z Zabłotowa to Manes Sperber (1905-1984), psycholog, pisarz i wydawca. Jest on także współscenarzystą filmu Une Larme dans l'océan (1972) poświęconego tematyce holokaustu. Na miejscu jego rodzinnego domu stoi dziś popiersie z tablicą pamiątkową ufundowaną przez Żydów z Wiednia. Poniżej zamieszczam jego wspomnienia z dzieciństwa:
"Zabłotów, tak nazywała się ta mała mieścina, podobna do setek innych miasteczek, w których do 1942 roku żyła stłoczona na niewielkiej powierzchni żydowska ludność Galicji [...]. Zabłotów - już sama nazwa jest nieprzyjemna: nawiązuje do gliniastej ziemi, do niebrukowanych ulic, na których groziło utonięcie, kiedy tylko rozmiękczyły je padające bez przerwy deszcze jesienne. [...]
Czy mówiłem o ubogości sztetla! To słowo jest zwodnicze, bo dalece niewystarczające. Los większości ludzi był taki, że nie mogli się najeść do syta, mimo że artykuły żywnościowe miały tam znacznie niższe ceny niż na Zachodzie. Wiele dzieci marzyło o tym, by choć raz, jeden jedyny raz, dostać naprawdę nowe ubranie, parę nowych butów — ale to zdarzało się niezmiernie rzadko. Odzież nicowano, potem skracano, potem znowu nicowano, obszywano odpowiednimi i nieodpowiednimi łatami — powszechna arlekinada, z której nikt się nie śmiał. Łatacze ubrań i butów byli najbardziej zajętymi rzemieślnikami; gdyby nie oni, wiele dzieci biegałoby nago i boso, także w zimie. […] Nasze miasteczko leżało nad Prutem, dopływem Dunaju. Żelazny most pozwalał zabłotowianom przejść na drugi brzeg, za którym wznosiły się gęsto zalesione wzgórza. Czasami, niezbyt często, widziało się płynące w dół Prutu wyładowane tratwy. […] Żelazny most był dumą miasteczka, wiedziano przecież z góry, co stanie się zaraz po nadejściu Mesjasza: natychmiast pojawi się drugi most, nie z żelaza, nie z kamienia, nawet nie z drewna. Będzie to most z papieru, tak jest: z papierosowej bibułki. A ci, co wątpią, grzesznicy i bluźniercy będą się oczywiście śmiać z papierowego mostu i wybiorą most żelazny. Tak, tak zrobią i wraz z nim runą do wody, i utoną. Bogobojni zaś, ci, co ufają, nie będą zwlekać ani się lękać i z pieśnią na ustach wkroczą na papierowy most wiodący ku wiecznej szczęśliwości." Źródło: M. Sperber, Die Wasserträger Gottes [Nosiwodowie Boga], Wien 1974, [wyd. 4. München 1983 , s. 17nn].
opr. A. Więch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz