Odwiedziny 11 chorych zajmują łącznie ok. 4-5 godzin. To kilkadziesiąt kilometrów po kamienistych drogach, żeby wyspowiadać, udzielić Komunii św. i chwilę porozmawiać. Kilka osób mówi po polsku (to ostatnie osoby, które pamiętają Zabłotów sprzed wojny). Do tego trzeba dodać jeszcze dwie babcie-Polki z Gwoźdźca, odwiedzane w czasie trwania adoracji tuż przed Mszą św. Osoby starsze mieszkają często same, skazane na samotność przez dzieci i wnuków, wyjeżdżających stąd za pracą. Warunki w jakich żyją, są - delikatnie mówiąc - trudne...
Oprócz wizyt księdza w pierwsze piątki miesiąca, do chorych w parafii przyjeżdżają też regularnie siostry felicjanki, by dłużej porozmawiać, wysłuchać ich codzienne smutki i radości, razem się pomodlić. Taką i jeszcze bardziej konkretną pomoc przynoszą siostry nawet co tydzień.
Moja pierwsza Eucharystia w Zabłotowie bez koncelebry i później nabożeństwo pierwszopiątkowe przyniosły mi tyle stresu, że zrobiłem kilka "gaf liturgicznych", ale msza była ważna;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz